Nazwa przewrotna, ale jak napisałbym „bakłażan” albo „oberżyna” było by zbyt oczywiste!
Bakłażana lubię za jego smak i fakturę. W sezonie letnim, bardzo smaczny jest z grilla, teraz naszła mnie ochota na pieczony.
Kiedyś przeczytałem, że pieczony bakłażan nazywany jest „kawiorem biednych”, nie wiem czy to przez to jak wygląda po upieczeniu, ale na pewno nie jest zbliżony smakiem (no może jak ktoś go przesoli… ale wtedy ciężko mówić o smaku).
Najprostszy przepis, a jednocześnie jakże smaczny to upiec całego bakłażana w piekarniku. Ja zawijam go w folię aluminiową i wkładam do rozgrzanego piekarnika (180°C) około 45minut. Po tym czasie, należy sprawdzić czy jeszcze jest twardy. Jeżeli dotykając go czujemy, że nie ma formy twardej galaretki, podpiekamy go dłużej (15-20 minut).
Trzeba uważać, by nie spalić go za bardzo, ale to też nie przeszkadza – te przypalone kawałki (przypalone, nie spalone!) nadają ostrzejszego i wyrazistego smaku.
Co ciekawe, do pieczenia można użyć bakłażana, który nie jest pierwszej świeżości – taki pomarszczony (ale nie spleśniały) bardzo dobrze nadaje się do upieczenia.
Po upieczeniu bakłażana odstawiamy by lekko przestygł. Jak już będzie na tyle ostudzony by można go było dotnąć i się nie poparzyć, rozcinamy go wzdłuż i łyżką przekładamy cały upieczony srodek do miski. Nie potrzeba dużej wprawy by móc ładognymi ruchami oddzielić miąższ od skórki, tak by jej nie przerwać. Skórka jest odpadem, dodaje nieprzyjemnego gorzkiego smaku, ale nie musimy tu być super dokładni.
Otrzymany miąższ rozgniatamy, można go zmielić w jakimś food-procesorze, ale jest na tyle delikatny że nie jest to konieczne – mniej rozdrobnione kawałki nadadzą masie tylko ciekawej faktury.
Teraz trzeba doprawić do smaku, podstawowe przyprawy to pieprz i sól, ale uważajcie z solą, bo bakłażana można bardzo łatwo przesolić. Do wzmocnienia smaku można dodać jeszcze łyżeczkę soku z cytryny (to też zapobiegnie zbytniemu ciemnieniu masy) i łyżkę wytrawnej oliwy z oliwek.
Tak przygotowany miąższ można podawać jako dodatek do mięs, jeść samodzielnie z chelbem czy ziemniaczkami.
Innym jeszcze dodatkiem jest pasta z sezamu – tahina (czasem nazywana masłem sezamowym). Ostatnio można ją dostać prawie w każdym supermarkecie.
Dodanie paru łyżeczek tahiny do pasty z bakłażana, dodaje masie twardości i sezamowo-chałwowego smaku.
Otrzymana pasta przechowuje się w lodówce do dwóch tygodni (nałożyć do małych naczyń i polać oliwą, szczelnie zakręcić), można ją zamrażać, ale dużo smaczniejszy jest zawekowany w małych słoiczkach.
Smacznego!